2009/02/04

Super Bowl Sunday

No i za nami ten ważny dzień. Super Bowl Sunday to Mistrzostwa Świata, jak nazywają to Amerykanie i maja rację, bo nikt inny nie gra w football amerykański, więc ktokolwiek wygra finał jest nie tylko mistrzem USA ale także mistrzem świata.
To jest dzień kiedy siedzisz przed telewizorem z przyjaciółmi, rodziną; pijesz piwo, bo to w końcu napój stadionowy, oraz jesz wszystko co jest niezdrowe - pizza, hot-dog, chipsy, dipy itp. Jesz, pijesz, kibicujesz i oczywiście oglądasz reklamy i czekasz na 30 minutowy koncert!
Reklamy to cały oddzielny rozdział w temacie Super Bowl Sunday. W tygodniu poprzedzającym ten ważny weekend media zajmują się wyszukiwaniem najlepszej reklamy z poprzednich finałów w ciągu ostatnich kilku lat. Tworzone są rankingi i widzowie, słuchacze lub internauci mogą głosowac. Jednym słowem atmosfera staje się gorąca i następuje okres oczekiwania. Wiadomo, że ten kto zdecyduje się wydac bajońską sumę na reklamówkę będzie znany większości Amerykanów. Widzieliśmy zatem reklamy różne - klasyczne, trójwyiarowe (jeśli zakupiłeś odpowiednie okulary), wielkich korporacji, 30-to sekundowe, ale także 3-krotnie powtarzaną reklamę 1-no sekundową.
Drugi baaaaardzo ważny element tej niedzieli to był koncert, który zawsze trwa 30 minut, bo tyle trwa przerwa po dwóch cwiartkach. Tym razem śpiewał nam The Boss, czyli Bruce Sprinsteen ze swoją grupą. Pomimo swojego wieku baby boomera skakał z fortepianu, kręcił swoją gitarą i śpiewał przede wszystkim swoje największe przeboje, a publika była w ekstazie.... i my przed telewizorem także. Ktokolwiek jest zaproszony do śpiewania w trakcie Super Bowl czuje się zaszczycony i wyróżniony.
Siła i waga footballu w Stanach jest tak wielka, a już samych mistrzostw w ogóle, że nie jest ważne czy lubisz czy nie lubisz tego sportu i tak mecz oglądasz bo w poniedziałek musisz miec zdanie na temat reklam i koncertu i tyle.